Mówią, że prawda w oczy kole. Przyjąć ją jest bardzo ciężko, a świadomość, że już nic nie ulegnie zmianie, mimo podejmowanych działań, jest jeszcze gorsza i bardzo przygnębiająca. Czasami potrafi przytłoczyć, zniechęcić do pracy. Najbardziej wtedy, kiedy w grę wchodzą ogromne emocje. Czy, żyjąc w takich trudnościach, mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa?

Gniew, łzy i uśmiech w jednej chwili?

Emocje to ważny aspekt w procesie leczenia. Jest ich bardzo wiele w bardzo krótkim czasie – począwszy od płaczu, gniewu, po radość z sukcesu – mała huśtawka emocjonalna tylko dla wytrwałych i mocnych charakterów. Te sprzeczne emocje odczuwam aż do dziś. Nadal często mam poczucie bezsilności, załamania i braku motywacji do działania. Czasami mam konflikt wewnętrzny – czy to, co robię jeszcze ma sens? W mojej głowie biją się sprzeczne myśli. Z jednej strony brak mi sił i motywacji do dalszego działania, z drugiej – mam świadomość, że jeżeli zupełnie zrezygnuję z dążenia do sprawności – czyli nieszczęsnej rehabilitacji, po którą od zawsze był ustalany mój harmonogram dnia – może to przynieść bardzo negatywne skutki. 

Co się może ze mną stać?

Wiem, że jak przerwę walkę, to czekają mnie różne opcje. Poruszanie się za pomocą kul, chodzika, a w najgorszym wypadku wózka inwalidzkiego. Bardzo bym nie chciała z niego korzystać. Od zawsze broniłam się przed wszelkim sprzętem medycznym. Dzięki ćwiczeniom, udaje mi się go uniknąć. Gdyby się okazało, że  musiałbym korzystać z wózka, byłaby to największa porażka w mojej rehabilitacji. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której nie jestem w stanie sama chodzić, raczej kuśtykać, wbrew początkowym prognozom.

Co zrobić by było lepiej?

Czasem odnoszę wrażenie, że efekty mojej pracy są niewidzialne. Chociaż podobno największym jest to, że chodzę – łamiąc wszelkie zasady. Rokowania były takie, jak dla większości osób w moim przypadku – wegetacja. Ja zawsze chciałam więcej. Cały czas myślałam, co zmienić w obecnym stanie, by mogło być jeszcze lepiej. Dla mnie było ciągle za mało. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że już żadne działanie nie zmieni mojego stanu zdrowia, a jedyne, co mogę w tym momencie zrobić, to zaprzyjaźnić się ze swoimi ograniczeniami  i starać się żyć ponad wszystko.

Progres czy regres?

Musisz być bardzo cierpliwy. Ja przeszłam trudną drogę. Zauważyłam, że nie wszystkie moje działania przynoszą oczekiwane rezultaty. Mój organizm po tylu latach, prawdopodobnie, uodpornił się na wszelkie możliwe metody leczenia. Jedyne, co mogę zrobić, to utrzymywać aktualny stan, by nie dopuści do regresu w rehabilitacji. Taka świadomość przyszła do mnie po długim czasie. 

 

Gdy ktoś mnie pyta – Czy jesteś szczęśliwa? Potrafisz cieszyć się życiem? – odpowiadam: przetrwałam wiele trudnych sytuacji, wiele porażek, przegrałam ważne dla mnie marzenia, przeszłam ciekawą drogę akceptacji obecnego stanu, ale  jestem szczęśliwa i staram się cieszyć życiem i czerpać z niego jak najwięcej. Nie ukrywam, bywa trudno, ale podobno ilekroć nie domagamy, tylekroć jesteśmy mocni.

Zawieszona między dwoma światami – przeczytaj, czy Wiktoria cały czas ma takie zmagania.

Tekst: Wiktoria Rusin
Korekta: Roksana Adamek