Współczesny świat wpaja nam, że motylki w brzuch, zauroczenie, zachwyt ciałem drugiego człowieka, seks to właśnie miłość. Czy jest tak w rzeczywistości? Czy nie zgubiliśmy czegoś po drodze?
Czym jest miłość?
Zacznę, burząc zapewne wiele światopoglądów, od tego, że miłość to nie jest uczucie! Dlaczego? Jest ono bowiem definiowane jako doznanie fizyczne i emocja, która jest niestała, zmienna. Wyjaśniając ten stan nie możemy się zatem zatrzymać tylko na fizyczności, bo to coś znacznie głębszego.
Miłość to cnota. Cnota zaś to cecha, postawa, gotowość podejmowania konkretnych czynów. To coś, czego fizycznie nie ma, wypływa z naszej moralności. A skąd w nas ta moralność? Skąd wiemy, że coś jest dobre, a coś złe? Podpowiada nam to nasze sumienie. Ono, z kolei, jest czymś nieuchwytnym. Jest tym pierwiastkiem człowieka, który łączy go z Bogiem. Bo to On przemawia do nas przez nasze sumienie. On zatem ukształtował naszą moralność i dzięki Niemu jesteśmy zdolni do czynów miłosierdzia. A skoro tak jest, to znaczy, że sam Bóg jest Miłością. Zatem jest ona żywa i stała, tak jak Żywy i Stały jest Bóg.
Ślubuję Ci miłość…
Zapewne niektórzy z Was już są po przysiędze małżeńskiej. Zastanawialiście się czasem, dlaczego w tej formule, którą wypowiada się do małżonka obiecuje się komuś miłość? Przecież, jeśli przyjąć, że jest ona uczuciem, to nie można komuś ślubować czegoś, co ze swej natury jest niestałe. Oznaczałoby to kłamstwo, a co za tym idzie, nieważność wszystkich zawartych małżeństw kościelnych.
Stając w kościele przed Bogiem i przed swoim przyszłym małżonkiem obiecujemy mu nie uczucie, ale postawę swojego serca, a postawa ta zawsze jest zależna od naszej woli, a nie od naszych uczuć. A skoro tak jest to znaczy, że miłość to nie kaprys i chwilowe zauroczenie, ale sposób życia, który uzewnętrznia się poprzez nasze czyny. One zaś całkowicie podlegają ludzkiej woli.
Nie dorównam Bogu!
Wielu z nas może myśleć, że tak stale i doskonale nie da się kochać, że tylko idealny Bóg może tego dokonać. I mamy rację. Lecz jest jedno „ale”. Zarówno w życiu codziennym, jak i podczas sakramentu małżeństwa jest z nami Bóg! A co to znaczy? Że tylko On uzdalnia grzesznego człowieka do postawy okazywania takiej miłości, względem drugiego człowieka, jaką On sam nam okazuje. Bo tylko taka miłość przywraca życie. Tak jak synowi marnotrawnemu. Tak jak każdemu z nas, który takim synem lub córką był albo nadal jest.
Z miłości poniósł śmierć!
Jezus jest Bogiem. Był idealnym człowiekiem. Był, w czasach Mu współczesnych, chodzącym dobrem. Nie miał grzechu, a mimo tego stał się tym grzechem i umarł, aby nas ocalić. To jest prawdziwa miłość! I właśnie ta miłość powinna być wzorem dla każdego z nas w codziennym życiu. Kiedy ktoś zapyta nas o definicję miłości, powinniśmy mu pokazać krzyż, bo tylko tam jest ta Prawda, która dziś tak bardzo zostaje przez nas wypierana.
Nie bój się cierpienia!
Być może obraz śmierci Jezusa wcale nie przemawia do nas jako miłość, o której marzymy. Z pozoru tragiczny obraz okazuje się jednak zwycięstwem, bo przecież Jezus wstaje z grobu, a dzięki Jego poświęceniu, życie zyskują ludzie. Wśród nich jesteśmy ja i Ty.
Bóg nie chce traktować nas jako pracowników, niewolników i sługi. Przez śmierć Jezusa staliśmy się znów Jego Dziećmi. A czy kochający Ojciec, pragnie dla swojego dziecka cierpienia? Bóg ma do zaoferowania tylko miłość. A czy pragnieniem Twojego serca nie jest kochać i być kochanym?
Otwórz się na Boga, oddając Mu swoje życie i uczyń Go swoim Zbawicielem i Panem, a zobaczysz, że niemożliwe nagle stanie się Twoją codziennością!
Jeszcze się wahasz?
Tekst Roksana Adamek Pozostałe teksty znajdziecie na naszym blogu